sobota, 13 września 2014

2.

Szukanie mieszkania. Dwa słowa, z którymi każdy student ma do czynienia przeważnie kilka razy w ciągu pięciu lat studiów. Po zakończeniu edukacji brzmią one równie przerażająco i doprowadzają do wielu skrajnych emocji. Nie wiem, czy w tym roku jest dużo chętnych czy mało mieszkań, ale znalezienie czegoś przyzwoitego w dostępnej cenie...niestety graniczyło z cudem.

Generalnie, wydawało mi się, że problem dotyczy tylko Wrocławia i tego, że razem z moim W. zaczęliśmy szukać mieszkania na początku września. Jak się okazało, w Trójmieście nie było wcale lepiej, co widziałam na przykładzie mojej siostry Mart. Drodzy Państwo, rok 2014 mianuję rokiem tragedii mieszkaniowych. Dlaczego? Już tłumaczę.

1. Ilość ofert jest skandalicznie niewielka. Raptem rok temu, odświeżając Gumtree czy OLX raz na godzinę, przybywało bardzo dużo ogłoszeń. Wybór był ogromny! W tym roku - czasami kolejna godzina nie przynosiła totalnie nic nowego.

2. Oferty, które już są, okazują się być "kosmiczne". 30 metrów kwadratowych, klitka maluteńka, a czego wymaga właściciel? Singla lub pary, studenci odpadają, czynsz 1200 + 400 do spółdzielni + liczniki. Przepraszam ludzie, ale czy wy się, za przeproszeniem, z dupami na mózgi zamieniliście? Rozumiem, że wszyscy chcą zarobić, no ale szanujmy się i dobierajmy ceny adekwatnie do wielkości i standardu mieszkań.

3. Tytuły ofert, które wprowadzają w błąd. "Mieszkanie dwupokojowe, 1100 złotych!" Łał, super, muszę zobaczyć ofertę! I tu niestety czar pryska, bo w ogłoszeniu okazuje się, że do tego należy doliczyć kolejne 600 złotych opłat wszelakich. Naprawdę tak ciężko jest już w tytule ogłoszenia podać rzeczywistą cenę? Tak, wiem, mało to marketingowe, ale zaoszczędziłoby naprawdę wielu nerwów.

Mniej więcej tak czułam się w pewnym momencie poszukiwań...

4. Właściciele/pośrednicy, który robią człowieka w ciula. I tu na własnym doświadczeniu... Mieszkanie nr 1 - według ogłoszenia całkiem ładne, lokalizacja fajna, trochę duża kaucja + opłata dla pośrednika, ale jakoś to wytrzymamy. W. dzwoni do owego pośrednika w sobotę wieczorem, facet mówi, że spoko, ale skontaktujmy się w poniedziałek rano, bo teraz jest poza godzinami pracy. W niedzielę oferta znika z Gumtree. Tja... Mieszkanie nr 2 - jeszcze ładniejsze, w jeszcze lepszym miejscu, cena super. Umówione do obejrzenia na następny dzień, jesteśmy pierwsi, nareszcie! O 16 mieliśmy się spotkać z właścicielką, niestety złośliwość losu zadziałała i wcięło nam bilet parkingowy w Pasażu. W. dzwoni do właścicielki, aby grzecznie uprzedzić o naszym spóźnieniu, a słyszy co? "Yyyyy...bo ja właśnie to mieszkanie wynajęłam.". Nie muszę chyba mówić, że niecenzuralne wyrazy sypały się masowo. Tak się po prostu nie robi - nic dodać, nic ująć.

Na szczęście po tych wszystkich tragicznych przejściach udało nam się znaleźć wymarzone mieszkanie. A przynajmniej tak się zapowiada - bo jak na razie jest w nim remont, robiony pod nas :) Umowa podpisana, klucze dostaniemy za kilka dni, pod koniec miesiąca możemy się wprowadzić. Nie chcę zapeszać, póki się już tam nie rozłożę z moimi gratami, ale mam nadzieję, że będzie pięknie. Po tylu nerwach i przygodach przecież musi być!

7 komentarzy:

  1. Ja też już obserwuję ;)

    rilseee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że to mieszkanie rzeczywiście okaże się wymarzonym! :)))))

    http://studencka-modnisia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znoszę szukania mieszkań :< oby Twoje było tym wymarzonym ::))

    http://zakrecona-na-wlosy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Też w tym roku szukałam mieszkania, nie było łatwo, ale znalazlam idealne <3
    www.llealicious.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem w trakcie poszukiwań :)

    OdpowiedzUsuń
  6. dobrze, że dopiero za 3 lata mnie to czeka:D obserwujemy?
    http://lejzita.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń